Na mój makijaż codzienny składa
się lekka warstwa podkładu, kulki
brązujące, czarna kreska i rzęsy przeciągnięte maskarą.
Lubię taki naturalny look i
stawiam przede wszystkim na doprecyzowaną kreskę, lekki efekt „kocich oczu”
Do wykonania kresek początkowo
używałam zwykłej czarnej kredki, ale zauważyłam, że estetyczniej wyglądały
kiedy robiłam je eye-linerem w płynie. Cały czas byłam ciekawa jego wersji żelowej i oto jest. Przy okazji
zakupów w INGLOCIE zdecydowałam się wypróbować ich produkt. Myślałam, że
początkowo nie poradzę sobie przy jego aplikacji, bo jego konsystencja różni
się od tej dotychczasowej. I tu moje zdziwienie, zrobienie kreski eye-linerem w
żelu nie sprawiło mi żadnych kłopotów. Użyłam mojego małego pędzelka z sephory,
który był dołączony do paletki cieni. Okazał się idealny. Nie rozczarowałam
się ani efektem końcowym ani produktem,
więc śmiało polecam.
Moje spostrzeżenia:
Eye-liner Inglot w żelu jest bardziej
trwały od tego w płynie. Kolor jest
bardzo soczysty. Zachęcam Was miłe Panie do makijażu, w którym pierwsze skrzypce gra kreska na górnej powiece, zapewne taki element makijażu podkreśli nasze oko, a cała oprawa będzie bardziej sexy. Dla początkujących w wykonywaniu kreski powiedzieć mogę tylko: ćwiczenie czyni Cię mistrzem. Tak jest we wszystkim, także bez obaw i zdbędnej flustracji...przyjdzie czas, że idealną kreskę zrobisz jednym pociągnięciem.
Kilka info o produkcie:
Cena: 30zł
Ilość: 5,5g
Wady: brak pędzelka do produktu, osadzanie się żelu na górnej powiece po kilku godzinach
Zalety: Trwałość, konsystencja, opakowanie, wydajność, dostępność
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz